środa, 19 lutego 2014

Pierwsze dziecko, pierwsza radość, pierwszy płacz, pierwszy kryzys....

Pierwsze dziecko, pierwsza radość, pierwszy płacz, pierwszy kryzys....

Gdy dowiedziałam się o pierwszej ciąży, bałam się panicznie, płakałam... Nie wiedziałam co mój obecny mąż zrobi w tej sytuacji... Przecież byliśmy tylko rok ze sobą, nie znaliśmy się jeszcze dobrze...
Ja przecież matura w maju, termin porodu na kwiecień...
Przecież nie dam rady, jak będę chodzić do szkoły jeżeli moja ciąża będzie zagrożona, jak nie zdam, jak nie dopuszczą mnie do matury? Takie myśli przebiegały przez pierwszych kilka dni...
Czas się wziąć za siebie!
Powiedziałam sobie, że nie mogę się poddać! Nie ma mowy!
Przecież to wszystko robię dla siebie i dla tego maluszka co mieszka w moim brzuchu!
Partner okazał się bardzo pomocny!
W 6 miesiącu ciąży wzięliśmy ślub cywilny (nigdy nie chciałam mieć nieślubnego dziecka - wiem, że to szybko, ale ja w NAS wierzyłam!)

Koniec stycznia, 16kg na plusie, nie dawałam rady usiedzieć po 9h w ławce.
Ustaliliśmy, że będę się uczyć w domu i przychodzić tylko na sprawdziany. OK.
3 kwiecień - termin porodu, spacer po bulwarze w Gdyni, ponad 2h, nic...

5 kwiecień, godzina 1.30 skurcze nieregularne, 3 rano mąż wstaje do pracy, mówię, żeby poczekał chwilę, najwyżej się spóźni... Czekamy kolejne 30 minut, chce mi się siku.. wstaję i pływam.. wody odeszły!
Budzę mamę (wtedy mieszkaliśmy z moja mamą), biorę szybki prysznic, maluję się :) oni biegają w kółko i każą się ubierać bo trzeba do szpitala jechać! Wybrałam szpital oddalony od mojego domu o 30km (Wejherowo). Po 4 trafiliśmy na SOR, tam badania, papierki, badania, papierki... 1,5 godziny mi to zajęło.. przed 7 na porodówkę z rozwarciem na 5cm. Męczarnie, prysznic, spacer do toalety (chyba nigdy nie szłam tak długo do ubikacji!), mąż cały czas przy mnie... nie wie co robić, nie wiem jak mi pomóc, prosiłam o znieczulenie (było za późno - 9cm), dali mi plastry z prądem (nie wiem jak to się fachowo nazywa) na moje bóle krzyżowe! Trochę pomogło.

 Godzina 11.25 we wtorek 5 kwietnia 2011 roku na świat przychodzi moje 3870g szczęście! 

Chciało mi się płakać ze szczęścia!
Po 2 dniach w szpitalu, wypuścili nas do domu i wtedy zaczął się kryzys...
Zuzia mnie pogryzła, nie miałam pokarmu, cały czas ryk, krzyk, noszenie na rękach....
Mąż w pracy, potem spał u siebie w domu, przyjeżdżał ok 17 do nas i wtedy mi pomagał.. 
Nie na długo bo o 22 chodził spać i o 3 do pracy, więc ja znowu sama byłam skazana na męczarnie..
Nie dałam rady.. Mama miała urlop NA SZCZĘŚCIE!
Przez kolejne 3 noce Zuzia spała z babcią, żebym ja mogła odpocząć, wyspać się..
Przestałam karmić, mało pokarmu i ona się nie najadała :( 
Bałam się, że wpadnę w deprechę!
Po 3 wyspanych nocach, podniosłam się!
Miałam siłę na wszystko! 
Było mi ciężko, bo nigdy w życiu nie trzymałam nawet takiego maleństwa na rękach a tu trzeba było się nim zająć! Wiedzieć czego chce! 

Po tygodniu męki, jakby wszystko się odwróciło! Zuzia przesypiała ładnie noce, nie płakała tak dużo. 
Poznawałyśmy się z dnia na dzień coraz lepiej!
Mieć takie małe cudeńko to coś pięknego!
Zaczęłam się spotykać z koleżankami na spacerkach, miałam ochotę się wszystkim pochwalić moją córką!

Teraz Zuzia zaraz skończy 3 lata, ten czas leci niesłychanie.
A ja nie wyobrażam sobie życia bez niej!
Są dni, kiedy mam dość wszystkiego, jak chyba każda matka. 
Ale kiedy Zuzia przyjdzie, przytuli, powie: Mamusiu ja cię kocham, przecież Ty wiesz!
To całe zło odchodzi na bok! 
Kocham być matką, kocham mieć dzieci, kocham moje córki i kocham mojego męża!
Za nich to bym w ogień mogła skoczyć!

Nie przypuszczałabym nigdy, że w wieku 19 lat, moje życia stanie do góry nogami.
I to wszystko się tak dobrze skończy!
Bałam się, że rodząc Zuzię będę złą matką (przez brak doświadczenia)
Ale każdy się uczy, każdy popełnia błędy!
Nigdy nawet nie myślałam o oddaniu dziecka czy aborcji... To nie wchodzi w grę!
Teraz jestem szczęśliwą matką i żoną!
I to dzięki Waszej trójce! :*

P.S. zastanawiacie się co z moją maturą? Tak dałam radę! Świadectwo z paskiem, najlepsza średnia w klasie (nie chwalę się, tylko pokazuję, że można!).
Matura zdana, nawet rozszerzona geografia! (uczyłam się sama w domu)

2 komentarze: